Cześć Latacze i nie tylko!
air_viking napisał:
Mam nadzieje, że już niebawem poznamy relacje z poziomu "speedbara"
Poczułem wywołanie do tablicy, no i postanowiłem napisać trochę więcej niż dwa zdania o tym
jak to było z tym moim VQ.
W porównaniu do Exxtacy 160 Atos VQ jest (wnioski po pierwszym locie) bardziej precyzyjny przy
małych prędkościach i szalenie doskonały przy dużych tzn przy przeskokach pomiędzy noszeniami.
Ale może po kolei. Zaczęło się od marzeń o świetnej konstrukcji a przy tym o doskonałym lataniu pod chmurami. Jak zwykle prowadziłem swoje zapiski spostrzeżeń. Wewnętrzna potrzeba latania na takim skrzydle rosła z każdą następną informacją, filmem, zdjęciem… Długo się naczekałem wraz z Witkiem, aby fizycznie dotknąć - chociaż - pragnienia. Nadarzająca się okazja pozyskania (splot wielu okoliczności) dla siebie ów konstrukcji, pchnęła w ruch „splotozdarzeniosytuacji” . Przy dużej pomocy (wielkie dzięki) Jacka J. i Roberta B. mogłem w końcu dosiąść upragnione VQ. Ta myśl napędzała mnie – polecieć, daleko, wysoko, długo – mniej więcej od południa w sobotę, kiedy to transakcja się dokonała. Do niedzieli rana przespałem trochę ponad cztery godziny po długiej podróży… Rano śniadanko i , rozkładam skrzydełko – powoli z pełną uwagą. Po czterdziestu pięciu minutach było gotowe do lotu.
Około dziesiątej już podwiewało, czasem zdrowo tak, że trzymając skrzydło pod wiatr nie czułem jego wagi a tylko dawało znać z której strony mocniej powiało. Podzwoniłem w międzyczasie do Maruderów i Naszego świetnego Holownika – Kornela – z banalnym pytaniem : kiedy się zjawią… Historie… Najważniejsze, Kornel tak się uwinął i wszystko poukładał, że mimo swoich spraw zajechał był już po trzynastej. Czekamy na Jacka – Kierownika startu, bez którego ani rusz. Nareszcie „nadejszla upragniona chwilła” – trzymam już za speedbar moich skrzydeł i czekam na komendę - jazda, jazda, jazda! Ruszyła maszyna wolno i ociężale, a co to, już startuje w nawale… Wnet jestem w powietrzu, speedbar w dół, ale nie za mocno. Subtelne ruchy wydają komendy, a VQ zdaje się mówić: tak jest, migiem. Pokonywanie bąbelków i kominków za motolotnią to muzyka, czasem żwawa ale zawsze piękna. Odpiąłem się na tysiącu dwustu metrach - to wysokość z jakimś zapasem na kilka manewrów testowych aby dowiedzieć się co „Maleńka” potrafi. Najpierw wio, gaz do połowy i mam sześćdziesiąt pięć, siedemdziesiąt… Tym testowaniem zachwycony spostrzegłem, że wysokość stopniała do sześciuset i spada, bo wybrałem chmurkę kopiącą, nie noszącą. Wtedy VQ pokazał swoją świetną stronę. Zdawało się jakby znowu mówił: Piotr spokojnie, poczekam aż znajdziesz noszenie, jeszcze szukamy noszeń a nie lądowiska. Zero dwie do góry, zero pól w dół, zero sześć do góry, zero trzy w dół… Dłuższą chwilę to potrwało i jest znowu pięćset, siedemset, tysiąc sto… I znowu wio, osiemdziesiąt pięć, dziewięćdziesiąt żaden problem, natenczas jeszcze nie deptałem do dechy. I następny komin półtora, dwa, trzy i pół metra i dalej wio… I tak przelecieliśmy siebie nawzajem w dwie pierwsze godzinki, gdzie zapis ścieżki pokazał ciut ponad dwadzieścia dwa km w trójkącie dookoła lotniska w Lesznie. Ostatnie kilkanaście minut lotu to właściwie próby zejścia niżej, no ale jak, kiedy VQ wybiera wszystko i nie opada. No tak, ale wszystko to co tu ująłem jest dla mnie podwójnie ważne, dlatego że mam już porównanie. Latanie „sztywniakiem” poznałem dzięki Exxtacy 160, która była ze mną przez prawie dwadzieścia godzin. Ta konstrukcja pokazała też, że potrafi dobrze latać również w trudnych warunkach. Nabyte doświadczenie z tym skrzydłem, dziś pozwala mi się cieszyć lataniem z ATOSEM VQ.
Pozdrawiam
Madziar